literature

Boy

Deviation Actions

kassica15's avatar
By
Published:
662 Views

Literature Text

Anglia nie mógł dzisiaj spać. Gdy tylko zamykał oczy przed oczami widział dwie postacie. Jedna większa na siwym koniu i druga mniejsza na czarnym. Za nimi goniły postacie w czarnych zbrojach ze złocistym symbolem na chorągwi - złoty wąż o czerwonych ślepiach pożerający własny ogon. Arthur znał ten symbol. Jego matka miała go na swojej sukni, gdy widziała się z nim po raz ostatni.
Anglik nie mógł już wytrzymać w łóżku. Zerwał się, złapał za płaszcz i na bosaka wybiegł na dziedziniec. Niebo wyjątkowo było dzisiaj bezchmurne tak, że świecące gwiazdy pomagały mu zauważyć dwie postacie jadące w stronę zamku. Wydał z siebie cichutki okrzyk, gdy dojechały. Siwy koń, duża postać, czarny koń, mała postać. Cofnął się o krok patrząc na duże konie.
-Dobry wieczór.- zapiszczał przerażony. Postać na białym koniu zeskoczyła z niego i odsłoniła twarz. Piękne, grube czarne włosy spłynęły na ziemię niczym kaskada. Duże, bursztynowe oczy, w których widać było głębie jezior a zarazem piach pustyni spojrzały na niego. Jednak najdziwniejsza była skóra. Nie czarna, ani nie biała. Anglii kojarzyła się z mieczem z brązu.
-Witaj Anglio.- w jej głosie „zobaczył” potężne góry, stada dzikich zwierząt, zielone bory, piaski pustyni, ale było w nim też coś delikatnego, jak malutkie puchate kuleczki w gnieździe orła.- Mam do ciebie prośbę… czy mógłbyś się nim zająć? -Spytała patrząc na siedzącą na koniu postać, która po chwili zgrabnie zeskoczyła na ziemię. Chłopiec niepewnie pokiwał głową, a kobieta delikatnie pogłaskała go po policzku ciepłą dłonią. Podeszła do stojącej obok swojego wierzchowca postaci i ucałowała ją w czoło, a potem sama wsiadła na swojego by odjechać. Stali chwilę w milczeniu po czym postać ściągnęła z głowy kaptur.
Był to chłopak nie wiele większy od Arthura. Miał krótkie, koloru pszenicy włosy i oczy… Anglik nigdy nie widział takich oczu. Duże, błękitne jak niebo, a zarazem wydawały się lustrami w głąb duszy, duszy wesołej i radosnej , a także inteligentnej. Zielonooki zamrugał oczami i speszył się, gdyż stał przez chwilę z szeroko otwartymi ustami wgapiając się w te cudne ślepia. Nieznajomy w ogóle się nie przejął, tylko pokazał mu jeden ze swoich firmowych uśmiechów.
-Może wejdziesz?- zapytał uśmiechając się krzywo Anglik wciskając głowę w ramiona.
-Chętnie. Strasznie zimna ta noc.- odparł tamten. „Narzeka a sam jest w pełni ubrany” pomyślał Anglia mocniej opatulając się płaszczem.
***
-To nie jest imię!- burknął wściekle Anglik bujając się na łóżku. Tymczasem błękitnooki siedział na słomie przy kominku głaszcząc dwa charty Anglii. Chłopak spojrzał z ukosa na jego poczynania.
-Ale mnie od zawsze nazywano Chłopiec i nikt nic nie mówił.- odparł spokojnie patrząc prosto w twarz Arthura, która w jednej chwili zrobiła się czerwona.
-Dobra powiedzmy, że ci wierzę.- mruknął odwracając wzrok- Ale dzisiaj będziesz musiał spać na podłodze.- dodał sucho. Chłopiec tylko wzruszył ramionami i gwizdnął na psy, które cały czas traktowały go jak dawno nie widzianego pana. Rozzłościło to jeszcze bardziej zielonookiego, przez którego głowę przeszła myśl by jednak wyrzucić Chłopca z pokoju. Jednak w tym samym momencie przed oczami stanęła mu piękna dama, zapewne jego matka prosząca go by się nim zaopiekował. Gdy znów otworzył oczy, ciche pochrapywanie doleciało do jego uszu i jakaś część jego duszy mówiła mu, że bestialstwem byłoby wyrzucenie go teraz z zamku. W końcu i on pogrążył się w śnie.
***
Dni mijały, a Anglia coraz bardziej zżywał się z tajemniczym chłopcem. Coraz częściej rozmyślał nad niektórymi jego dość nietypowymi pomysłami. Jego pojawienie się w pobliżu Arthura było zawsze witane uśmiecho-podobnym grymasem na drobnej twarzyczce (często wyprzedzone wrzaskiem, gdyż Chłopiec lubował się w pojawianiu znienacka). Zaczynał przywykać też do jego dziwactw (kto normalny włazi na drzewo bez powodu?) . Jednak pewnego razu na łowach…
-Jest moja!- krzyknął radośnie Anglia naciągając strzałę.
-Chyba śnisz!- odkrzyknął Chłopiec dźgając boki wierzchowca. Anglia nie chcąc przegapić tak pięknej, sarniej sztuki wystrzelił. Jednak jadąc konno chybił i strzała wbiła się w drzewo.
-Fuck!- warknął spinając konia. Odwrócił się, ale Chłopiec nie nadjeżdżał. Odczekał chwilę marszcząc brwi.- Chłopcze? Gdzie jesteś?- spytał niepewnie. Przez mgłę przypomniał mu się prośba damy, która go do niego zaprowadziła. Nie wiedzieć czemu zielonookiemu wydawało się, że przez „zaopiekowanie się” miał go też chronić. Było to niedorzeczne, ale zasiało ziarnko niepewności w sercu Anglika. Zawrócił tylko po to by za drzewami zobaczyć czarnego wierzchowca stojącego obok zwiniętego w kłębek, drżącego ciała. – Chłopiec! –Krzyknął zeskakując ze zwierzęcia i podbiegając do kulącego się błękitnookiego. –Co się stało?!
- Dopadli ją…- wysyczał, a po już dobrze wytartej łzami ścieżce na policzkach popłynęły kolejne krople. Anglia nie wiedział co powiedzieć. W głowie kłębiło mu się wiele pytań, ale najbardziej dawało mu się we znaki zwykłe „Kto?”. Złapał Chłopca pod ramię i zaczęli razem przedzierać się w stronę zamku. Nie wiedział co błękitnooki sobie zrobił więc wolał nie sadzać go na konia.
***
Po tym dniu Chłopiec zmienił się nie do poznania. Był dziwnie cichy, markotny, wiele razy Arthur widział jak kryje się po kątach. Jakby przeczuwał coś złego. Rozmowy z nim też nie przynosiły efektów. Między jednym „aha” do burknięcia nie padało żadne słowo z ust błękitnookiego. Wydawał się na coś czekać, a obecność Anglii najwidoczniej mu przeszkadzała. Więc zielonooki się nie narzucał. Było mu jednak przykro, że nagle tak zmieniło się nastawienie jego przyjaciela… znaczy kolegi. Tak, zdecydowanie kolegi, nic więcej.
Po jakimś czasie od incydentu na polowaniu Arthur usłyszał pukanie do swojej komnaty. Zdziwiony kto mógłby czegoś od niego chcieć otworzył drzwi.
- Bardzo jesteś zajęty?- spytał cicho Chłopiec wpatrując się w podłogę. Anglik stał chwilę zaskoczony po czym pokręcił głową, wpuszczając błękitnookiego do środka. –Słuchaj ja… ja chciałbym przeprosić.- burknął.- Zachowywałem się jak ostatni pajac.
-Moim zdaniem kretyn.- podsunął cicho Arthur, ale Chłopiec nie usłyszał albo zignorował jego podpowiedź.
- Bo tu chodzi o to że…- lecz przerwał, gdyż z dziedzińca dobiegło ich parskanie koni i okrzyki ludzi. Obaj podbiegli do okna. Na dziedzińcu stała grupa złożona z pięciu rycerzy. Co ciekawe każdy z nich miał taki sam symbol pożerającego się węża na tunikach - złoty wąż, z rubinowym okiem na czarnym tle. „Taki sam był w tamtym śnie” pomyślał Anglia i już miał opowiedzieć o śnie Chłopakowi, ale ten zrobił się blady, wręcz jak trup.
-Co się…- chciał spytać, ale błękitnooki wydał z siebie piskliwy dźwięk i szybko cofając się od okna grzmotnął w ścianę.
-Znaleźli mnie! Znaleźli!- płakał kuląc się z bólu i strachu. Arthur nie wiedząc za bardzo czemu Chłopiec panikuje na widok obcych mu rycerzy złapał go za ramiona i pociągnął w stronę małego kącika gdzie obaj usiedli.
-Kto? Kto cię znalazł? Kto ją dopadł?- spytał szlochającego. Chłopiec chciał coś z siebie wydusić, ale zniknęło to zalane łzami i głośnym szlochem. To co zrobił Anglia zaskoczyło go na tyle by łzy zmieniły się tylko i wyłącznie w dwa strumienie na policzkach. Zanurzył twarz w fałdach płaszcza Anglika. Tymczasem Arthur, stosując technikę swojej mamy zaczął nucić jakąś kołysankę i lekko głaskał po miodowych włosach chłopaka.-Lepiej?- spytał.
Chłopiec potarł oczy i pokiwał głową, ale nie odsunął się od Anglii dalej trwając w przyjaznym uścisku. W końcu to był pierwszy raz, w którym Arthur naprawdę go przytulił.
-Tak- odparł jeszcze raz ciągając nosem. Zielonooki miał zamiar spytać go, dlaczego tak histeryzował, gdy drzwi do jego pokoju zostały otwarte mocnym kopnięciem. Do środka wszedł mężczyzna o długich blond włosach i lodowych oczach. Na jego tunice złocił się wąż. Chłopiec zapiszczał i niczym mysz odnaleziona przez kota schował się pod łóżkiem, jakby kot go nie zauważył.
-Wyjdź Chłopcze.- powiedział twardo mężczyzna i dopiero gdy rozzłoszczony nieposłuszeństwem błękitnookiego pochylił się nad łóżkiem, Anglia rozpoznał w nim Germanię. Chłopiec natomiast wykorzystał tę chwilę by wystrzelić spod łóżka prosto na korytarz. Arthur pobiegł za nim, ale nie musiał go długo gonić, bo już na schodach zobaczył go trzymającego się mocno rudowłosej kobiety. Najwidoczniej przypominała mu jego opiekunkę. Germania podszedł zaskakująco cicho do kobiety i powiedział coś. Choć Anglik znał każdy język ten był dziwny i taki niejasny. Kobieta podniosła się, wciąż głaszcząc płaczącego w jej suknię Chłopca. Ten jak zaczarowany poszedł razem z nią w stronę jednej z zamkowych wież. Jednak gdy Anglik chciał pobiec za nimi, na jego karku znalazł się mocny uchwyt Germańskiej dłoni, która wepchnęła go do jego pokoju, zamykając zielonookiego wewnątrz.
***
Anglia został wypuszczony, ale o wejściu na wieżę nie było mowy. Broniło jej dwóch rycerzy i jedyną osobą, która mogła na nią wejść, była rudowłosa niewiasta. Choć Anglik często widział ją na korytarzu nigdy nie mógł zidentyfikować jej twarzy. Zawsze brakowało mu szczegółów.
Po tygodniu, a było to gdy słońce chyliło się ku zachodowi, Anglia usłyszał pukanie w swoim pokoju. Tym razem w drzwiach stała rudowłosa dama. Nie odezwała się słowem tylko pokazała Arthurowi by szedł za nią. Strażnicy wieży, przepuścili oboje mrucząc tylko coś na kształt przestrogi.
-Arthur!- usłyszał radosny okrzyk i po chwili leżał przygnieciony roześmianym Chłopcem.- Nawet nie wiesz jak cieszy mnie, że przyszedłeś!- kobieta kilka metrów dalej przysiadła na kufrze , przyglądając się tej uroczej scenie. Na twarzy błękitnookiego pojawił się szeroki uśmiech, który szybko zmienił się w niemrawą minę.- Czyli skończyli obradować…- wymruczał, a uścisk na ramionach Anglii zrobił się silniejszy.- A skoro ty przyszedłeś do mnie…- w jego oczach znów pojawiły się łzy, a cała postać zaczęła drżeć. Anglik nie zdążył zareagować, gdy został przyciśnięty do piersi Chłopca. Nie za bardzo chciał wiedzieć co miały oznaczać ostatnie słowa błękitnookiego.
***
Nim jeszcze kur zapiał do niemogącego zasnąć Anglii znów przyszła tajemnicza niewiasta.
-Chodź za mną.- jej głos był miły i delikatny. Arthur podniósł się i szybko założył na siebie płaszcz. Kobieta zaprowadziła go na dziedziniec. Pomimo tego, że była noc otaczała go jasność. Tak samo, gdy pierwszy raz spotkał Chłopca, na niebie nie było żadnej chmurki, a księżyc świecił jasno. Jednak Anglia bardziej wolał by było ciemniej bowiem w odległości, w której stanęli mógł z łatwością zobaczyć podest, a na nim kata i pieniek. Kat, podobnie jak zebrane wkoło postacie miał na swoim stroju symbol rycerzy.
Dokładnie o północy na podest został wprowadzony Chłopiec. Nie było odczytania wyroku. Kat uniósł nad głowę oburęczny miecz, bardzo ciężki, ale gdy go unosił nie widać było żeby sprawiało mu to jakąkolwiek trudność.
Spojrzenie błękitnookiego powędrowało płochliwie po twarzach. I było takie póki nie trafiło na stężałą twarz Arthura. W ostatniej sekundzie Anglia mógł po raz ostatni zobaczyć uśmiech Chłopca. Gdy odcięta głowa dotknęła drewna, całe zbiegowisko zniknęło. Na pustym martwym placu zostali tylko Arthur i rudowłosa niewiasta. Zielonooki zamrugał oczami by zacząć mocno szczypać się po rękach. To było chore. On nie mógł tak po prostu zniknąć. W jego oczach pojawiły się łzy. Nagle rudowłosa kobieta mocno go przytuliła i spojrzała prosto w jego oczy.
-On musiał odejść. Pojawił się za wcześnie…- Dopiero gdy go puściła rozpoznał, że kobieta ta… jest jego matką.
-Czekaj!- wrzasnął biegnąc za nią. Ale z każdym krokiem wydawało mu się, że grzązł w coraz większym błocie. Aż w końcu ona zniknęła w kłębach nadchodzącej mgły. Anglik stał chwilę na drodze, by w końcu wrócić do zamku.
***
I tak o to minęło coś około tysiąca lat odkąd po raz ostatni zobaczył ten uśmiech. Nie pojawił się. Zniknął, jego radosna twarz odeszła. Może on naprawdę pojawił się za wcześnie? Ale tyle krajów już widział i żaden nie był tym kogo szukał. Czyżby Chłopiec miał nigdy nie powrócić do niego? Zostawił go tak po prostu? Na pastwę czasu i samotności?
-Jak długo każesz mi jeszcze czekać Chłopcze!?- krzyknął Anglia patrząc w niebo nad starym, opuszczonym zamczyskiem. Zamiast odpowiedzi, na twarz Arthura spadły łzawe krople deszczu. Udręczony Anglik przewrócił się do przodu i cicho łkając wpatrywał się w piach dawnego dziedzińca. Nagle coś ciepłego wylądowało na jego plecach.
- A to mi wypominasz bym dbał o zdrowie.- usłyszał za sobą dziecinne burknięcie. Odwrócił się po to, by zobaczyć stojącego za nim Alfreda. Szybko podniósł się i wytarł twarz by ten nie zobaczył tych kilku łez słabości.
-Zamyśliłem się.
-Na kolanach? Ciekawy sposób.
-Nie twój interes.- syknął wściekle w twarz Ameryki. Wpatrywali się chwilę w swoje oczy. Czy to była wina deszczu, a może błyskawic, ale w spojrzeniu Alfreda było… coś. I to coś zaczynało się odbijać na reszcie cech Ameryki.-Chłopcze?- spytał Anglia delikatnie głaszcząc dłonią policzek Alfreda. Nagle uświadomił sobie niedorzeczność tej sytuacji. Odwrócił się tyłem do błękitnookiego z zamiarem odejścia, gdy nagle zatrzymał się słysząc jego słowa.
-Pamiętasz… ty… ty mnie jednak pamiętasz.- Arthur odwrócił się jeszcze raz. I znów nie zdążył zareagować, gdy mocne ramiona opatuliły go szczelnie.
-Alfred! Dusisz…- wycharczał. Uścisk zrobił się łagodniejszy, ale Ameryka nie przestał go przytulać. I właściwie Anglia nie chciał by to robił. Były ciepłe, silne, a zarazem delikatne.
-Wybacz England. Ja…- szepnął cicho, a w błękitnych oczach zobaczył ten miły niebieski błysk.
-A weź ty się nie tłumacz.- przerwał mu Anglik składając na jego ustach pocałunek. Zaskoczyło to Alfreda jednak nie na tyle długo by uśmiech zniknął. Mocniej przycisnął do siebie Arthura. W końcu z braku cennego tlenu oderwali się od siebie.- Bo to się stanie jeszcze bardziej podobne do tych twoich komedii romantycznych.- skrzywił się wystawiając język.
-Co ty masz do moich komedii romantycznych!- krzyknął urażony Ameryka idąc za nim w kierunku samochodu Anglii. Tymczasem gdzieś daleko ubrana na czarno Brytania wpatrywała się w przestrzeń przed nią. Choć złamała jedną z zasad Strażników nie zmusiłaby się do odebrania synowi pamięci.
Dla :iconlunalunaris:
© 2013 - 2024 kassica15
Comments17
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
SadakoKanda's avatar
Uwaga, przybywam.
Stosunkowo mało braków w interpunkcji i tylko jedna literówka \o/

Po pierwsze: Pomysł fajny. Oryginalny. Fajne wyjaśnienie ekspansji Imperium Brytyjskiego. Uroboros to genialny znak dla rycerzy dbających o harmonie świata.
Po drugie: Strasznie dużo niedociągnięć w fabule. Serio, można tutaj wymieniać od groma błędów, wpływających na niezrozumiałą i irytującą dla czytelnika niewiedzę i oburzenie, że niektóre rzeczy są wręcz straszliwie widoczne w swej...niemożliwości?