literature

Dziwne roze

Deviation Actions

kassica15's avatar
By
Published:
642 Views

Literature Text

Anglia stał przy oknie w swoim salonie obserwując spływające krople deszczu. Wszystko byłoby normalne gdyby nie fakt, że deszcz był żółty.
Westchnął ciężko w parnym pomieszczeniu pijąc herbatę… nie, to nie jest herbata. To dziwny żółtawy płyn, który zmuszony jest pić by przeżyć. Nie dają mu zwykłego jedzenia skoro może wyżyć na tym soczku. Z obrzydzeniem wypił łyk kwaskowatej substancji. Nawet nie wiedział co w nim jest. Znów upił łyk.
Nie miał pojęcia czy powinien się cieszyć z tego, że nie tylko on jest uwięziony w swoim domu. Francja, Hiszpania, Niemcy, Włochy… cała Europa była skażona. Nikt nie wiedział dlaczego tyle elektrowni wybuchło.
- Jakim cudem? Czy to był zamach?- leciało każdego dnia z telewizora. Anglia spojrzał w ekran na czarnowłosą spikerkę. Może dałoby się to znieść gdyby nie fakt, że codziennie mówiła to samo, tak jakby studio odtwarzało wciąż to same nagranie… Jeśliby się nad tym zastanowić to faktycznie miało sens. Kto normalny narażałby się na śmierć. Oczywiście chodzi tylko o tych bogatych. Ci biedni muszą kisić się w swych cholernych biurach, zamknięci na cztery spusty. Z resztą gdyby nie żywność z krajów nie-europejskich już dawno wszyscy byliby martwi. Patrzył chwilę na mulisty napój. Nie, on tego nie wypije. Nagłe, mocne uderzenie do drzwi przerwało mu wpatrywanie się w mutujące róże.
Zdziwiony tym kto mógłby być na tyle głupi by teraz do niego przyjść i świadomy, że bardzo możliwe jest, iż wie kto to jest, otworzył je.
- Hero number one przybył!- wrzasnął Alfred. Anglia zmierzył go od stóp do głów, bez słowa wciągnął do dusznego mieszkania i szybko wepchnął pod prysznic.- Ej! Tak się hero nie traktuje!
- Jak się „hero” nie umyje to z tarczycy nic nie zostanie.
-Nie wyszedł ci rym.
-Jak się wykąpiesz wtedy pogadamy.- warknął Arthur zamykając drzwi by nie patrzeć na rozbierającego się Amerykę. Ostatnio na plaży jakieś dziesięć lat temu przyłapał się na gapieniu na jego klatkę piersiową. Teraz w tym mokrym podkoszulku też wyglądał świetnie. Odgonił od siebie te miłe, niemiłe myśli. Doleciał do niego śpiew z łazienki, westchnął i wrócił do picia soczku.
-Jest coś do jedzenia?- spytał Ameryka schodząc na dół.
-Tylko ygh…- zaczął zielonooki póki nie stanął twarzą w twarz z okularnikiem przepasanym ręcznikiem. Alfred nie zauważył rumieńca swojego dawnego opiekuna i podszedł.- Idiot! Ubierz się!
-Nie mam w co.- odparł spokojnie Ameryka podchodząc do półki z książkami. Czytał tytuły póki nie trafił na jedną z książek, które kiedyś czytał mu Anglia.- England, spójrz!-odwrócił się pokazując książkę. Sęk w tym, że wziął ją w obie ręce, a ręcznik, który miał na sobie potrzebował przytrzymania. Puchaty materiał koloru niebieskiego osunął się na ziemię. Anglia zrobił się czerwony jak piwonia.
-Czekaj, zaraz ci coś przyniosę!- wybiegł szybko z pokoju zostawiając zdezorientowanego Alfreda. Ameryka chwilę postał, po czym nie zwróciwszy uwagi na to, że stoi jak go pan Bóg stworzył usiadł w fotelu i zaczął czytać.
-„Cholera! Oczywiście, że jest większy od kiedy ostatni raz go widziałeś! Am przecież też musiał urosnąć!”- karcił się w duchu Arthur przerzucając ubrania. W końcu znalazł to czego szukał.
-Masz!- krzyknął wsuwając do salonu torbę z zostawionymi przez Amerykę kiedyś tam ubraniami.
-A co ty taki świętoszek? Podobno masz to samo co ja, więc co się wstydzisz?- chyba się przesłyszał. Ameryka śmieje się z tego, że nie chce wejść do pokoju, kiedy on jest ubrany w styl Francji tylko niestety (lub nie) bez różyczki. Zresztą jedna różyczka na pewno by tam nie starczyła… Alfred wykorzystał jego wewnętrzny monolog by wyjść z pokoju, wciąż będąc na waleta.
-A może ty faktycznie jesteś tam inaczej zbudowany? Mogę sprawdzić?- dwie chłodne dłonie dotknęły paska jego spodni.
-Przylazłeś mnie tu molestować czy… a właśnie! Po co przyszedłeś?- dziwny uśmiech zatańczył na twarzy jankesa. Trochę przerażony tym Anglia cofnął się o kilka kroków do tyłu. Opanował się, „przecież nic mi nie może zrobić. Mogę krzyczeć… ale żaden sąsiad mnie nie usłyszy, a tym bardziej nie przyjdzie mi z pomocą… mogę zadzwonić! Ale telefonia padła. No to została mi samo obrona tyle, że przez ten soczek nie mam prawie w ogóle siły, a on zawsze był ode mnie silniejszy… Fuck! Cokolwiek zrodziło się w jego głowie ja nic z tym nie mogę zrobić.” Zaczynał wpadać w panikę.
-Przyszedłem… bo chciałem spróbować twojej paskudnej kuchni!- wrzasnął Ameryka znów uśmiechając się, tak jak zwykle. Arthur stał chwilę, po czym Alfred poczuł na twarzy mocne uderzenie. Zachwiał się i usiadł. Z nosa Amerykanina poleciała krew.- Odbiło ci?!- zabrzmiał jak kaczka. Anglia spojrzał na jankesa i zaczął się śmiać. – To nie jest śmieszne! Rozjebałeś mi nos!
-Wybacz. Po prostu musiałem odreagować.- złapał Amerykę za ramię i zaciągnął go do kuchni. Wyciągnął jodynę i wodę utlenioną. Opatrzył Alfreda i podstawił pod nos butelkę.
- Po co mi to?- spytał nieufnie Amerykanin.
- Żebyś nie skończył jak Japonia.
- A jak skończył Japonia?
- To nie opowiadał ci o Hiroszimie i Nagasaki? Z tego co wiem ten burdel był z twojego powodu.- Ameryka odburknął coś i szybko opróżnił butelkę z jodyną. Anglia nie mógł sobie nie pozwolić na złośliwość- I co smakowało?
- Angluś, przy tym twoje jedzenie jest przepyszne.
- Moje jedzenie zawsze jest pyszne.- odburknął zły walcząc ze sobą by jeszcze raz go nie uderzyć.
- A właśnie jedzenie! Masz może jakieś?- Anglia bez słowa otworzył lodówkę. Ameryka drgnął widząc większe i mniejsze butelki z soczkiem.- Na tym żyjesz? O ty biedaku!- nim Anglik zdążył zareagować dłonie Alfreda opatuliły go szczelnie.
- Puść mnie! Nie mogę oddychać!- błękitnooki niechętnie rozluźnił uścisk. Arthur potarł szyję i jęknął wyprostowując się. Dopiero teraz przypomniało mu się, że przecież Ameryka jest goły jak święty turecki! W tej chwili wyglądał jak burak.- Ubierz się i wypij z dwie butelki! Nic innego nie ma.- warknął wracając do pokoju.
Ameryka wałęsał się po domu przez resztę dnia, bo Anglia kazał mu nawet nie myśleć o tym, że wypuści go gdzieś indziej na dłużej, niż pół godziny. W końcu znudzony brakiem wrażeń, Alfred legł na kanapie obok oglądającego powtarzane wiadomości Arthura.
- Nudzi mi się Artie!
- A co ja na to poradzę?
- Daj mi jednego ze swoich świerszczyków.- Arthur się zachłysnął. Ameryka chce od niego Playboya? Co się z nim dzieje?- Dorosłem.- roześmiał się błękitnooki zgadując co myśli Anglia.
- Nie mam żadnych.
- No weź! Nie bądź Jerozolima!- Anglik potrzebował chwili by się uspokoić.
- Nie mam żadnych. Zamokły mi.
- A to peszek…- chwila milczenia nie trwała długo- No to może mały pornosik?
- Skąd ja ci mam wziąć porno?! Przecież nie mam dostępu do Internetu.
- A kto powiedział o Internecie?- zbereźny uśmieszek zatańczył na jego wargach.
- A co ja jestem Sasha Grey?
- Jak z tobą skończę to Sasha Grey będzie ci musiała ustąpić miejsca.
- Spierdalaj!- Anglia zerwał się do ucieczki. Nie zamierzał brać udziału w chorych pomysłach Ameryki. Nie uciekł daleko, Alfred dopadł go na schodach.
- Znalazłem tutaj taki przyjemny kącik… Spodoba ci się.- świergotał niosąc Anglię na górę. Zielonooki wrzasnął, gdy Alfred rzucił go na łóżko.
- Fuck! Co ja jestem piłka żeby mną rzucać?
- Ja mam ochotę cię…- Anglik w ostatniej chwili zatkał mu usta dłonią.
-Ani się waż tego dokończyć ty zboczony…- tym razem to Ameryka zatkał usta Arthura namiętnym pocałunkiem.-Cholera…- jęknął w usta okularnika, który szybko się od niego odsunął siadając na kolanach. Podniósł Anglię do góry ściągając przy okazji jego spodnie.
-Robimy to tutaj czy gdzieś indziej… chociaż w sumie będziemy tu siedzieć kilkanaście tygodni, więc możemy przetestować wszystkie miejsca.
-O. A niby ile jest tych miejsc?
-W twoim domu z dziesięć. Ale nie chcesz poznać jedenastego. To jest pierwsze.- Mokry język Ameryki przesunął się po szyi Anglii. Zielonooki jęknął z rozkoszy owijając nogami biodra Alfreda.
- Jakim cudem może być jedenasty skoro mówiłeś, że jest tylko dziesięć?- spytał niezbyt świadomy Anglia.
- Bo jedenasty jest bonusowy.- mruknął Alfred ściągając i swoje spodnie. Jednak błękitnooki zrobił jeden błąd.
Wsunął wysmarowaną olejkiem dłoń między pośladki Arthura, a ten zareagował wierzgnięciem zwalając ich obu z łóżka. -Moje plecy!- jęknął Ameryka.
-To gdzie łapy wpychasz?
-Dobra, tu się nie udało. Idziemy pod prysznic.
Ciepła woda delikatnie spływała po plecach Ameryki spłukując z niego żel pod prysznic, który Anglia roztarł na jego plecach. Nieświadomie naparł na Arthura opartego o drzwi kabiny, a te zaczęły się otwierać. Anglia czując chłodny powiew oderwał się od Ameryki.
-Alf przestań!- Ameryka przyssał się do jego piersi jak pijawka i tak samo jak ten pasożyt nie zamierzał się oderwać popychając Anglię i przy okazji drzwi. Skończyło się tak, iż wylecieli z kabiny tylko, że tym razem to Arthur był na dole. – Fuc*** jakie jest kolejne miejsce?
Następnym miejscem było Angliowe biuro (spadli z biurka), potem kuchnia (Ameryka uderzył się o drzwiczki szafki i na dziesięć minut stracił przytomność), później salon (walnęli o półkę z książkami), potem biblioteka (półka z książkami + biurko), garderoba (zwalili wszystkie ubrania), garaż (Ameryka skaleczył się gwoździem), samochód w garażu ( Anglia oberwał od dachu), spiżarnia (trzy słoiki z przetworami), składzik (Alfred zawinął się w prześcieradła i nie mógł wydostać).
-Nie wytrzymam!-Wrzasnął Alfred- Będę cię rżnąć jak głupi. Nie zamierzam się poddać!- złapał obolałego Arthura za rękę i wciągnął go do Czerwonego Pokoju. Anglia trafił na kanapę, a Alfred czujnie się rozglądając zaczął pieścić jego podbrzusze. Dopiero po chwili Arthur zrozumiał czego tak się boi. Kiedy Ameryka i Kanada byli mali powiedział im, że w tym pokoju straszy. Kupili to bardzo szybko. Nie zauważył kiedy Ameryka przekręcił go na brzuch i znów zaczął się do niego dobierać z użyciem dłoni. Jęknął cicho czując jego palce. Ameryka wciąż całował jego szyję, ale pocałunki te były szybkie, wręcz czuć było napięcie Alfreda. Zamruczał rozbawiony i jęknął, gdy Alfred się w niego zagłębił. Był to chyba najszybszy numerek jaki Anglia przeżył. Gdy tylko doszli Amerykanin wystrzelił z pokoju jak z procy zostawiając go samego.
Widząc jego reakcję Anglia pozwolił sobie na roześmianie się. Ubrał się i zszedł na dół. Słońce zaczynało wstawać, a niebo było zaskakująco niebieskie. Nalał sobie soczku patrząc na skomlącego przed drzwiami od balkonu Alfreda. Włączył wiadomości i natychmiast wypluł to co wypił.
- „Skażenie się rozeszło? Jak? Kiedy? Gdzie? Przecież minęły ledwo…”- zerknął na kalendarz i na ekrany telewizora na którym widać było datę. –„Dziesięć lat. Mam nieaktualny kalendarz od dziewięciu lat. Od dziesięciu lat siedzę w tym domu…”- szok nie schodził mu z twarzy.
-Czy to znaczy, że mogę wyjść?- spytał Ameryka patrząc na ekran telewizora to na Anglika. Arthur pokiwał wolno głową. Alfred z piskiem otworzył drzwi na balkon na oścież i wybiegł. Do dusznego pomieszczenia wleciało rześkie powietrze. Anglia odetchnął i poszedł zrobić porządek ze zmutowanymi różami.
Kolejne stare dziwactwo.
© 2013 - 2024 kassica15
Comments20
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Emo0Girl's avatar
Rozwaliło mnie biuro, spiżarnia i garaż XD
Biedny Anglia, chociaż się wczuł?